W minionym tygodniu wierni ze Szczytna pożegnali ks. Romualda Mężyńskiego (fot. 1) , związanego przez jedną trzecią swojej posługi ze szczycieńską parafią św. Brata Alberta.

Życie bez przypadkówO zmarłym kapłanie pisaliśmy już przed tygodniem, ale warto poświęcić mu choć trochę miejsca jeszcze raz. Tak szybko dziś o wielu wydarzeniach i osobach zapominamy… Ksiądz Romuald był niewątpliwie kapłanem unikatowym. Duchownym został dość późno, bo w wieku 32 lat. Urodził się tuż po wojnie w Wilnie, ale losy związał z naszą częścią kraju. Był proboszczem, wikariuszem i rezydentem. Posługiwał w kilkunastu parafiach. Nie tylko z tego powodu żegnały go tłumy wiernych i kilkudziesięciu księży, z których większość nie zmieściła się na prezbiterium. Mszy pogrzebowej przewodniczył biskup pomocniczy Janusz Ostrowski. – Był zawsze na posterunku – wspominał podczas homilii zmarłego ks. dziekan Andrzej Wysocki, wskazując na jego posłuszeństwo, pokorę, pracowitość, zamiłowanie do pielgrzymowania i dobroduszność. Osoby przechodzące czy przejeżdżające w pobliżu kościoła św. Brata Alberta niejednokrotnie były świadkami nietypowych scen – ksiądz, w stroju zgoła niekapłańskim, przypominającym odzienie Jakuba Wędrowycza z książek Andrzeja Pilipiuka, z miotłą lub łopatą w dłoni uprzątający śnieg, liście czy błoto.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.