TO SIĘ NIE ŚNIŁO FILOZOFOM

Czwartek, 19 maja

Przejeżdżałem akurat koło schroniska dla psów "Cztery łapy". Postanowiłem zobaczyć, w jakich warunkach w Szczytnie żyją nasi bracia mniejsi. Nie udało mi się. Nie mogłem wytrzymać szczekania psów. Szczególnie, że niewiele mogłem pomóc. Bo cóż znaczy zabranie ze schroniska jednego bądź nawet dwóch nieszczęśników? Nic. Jest jednak działanie, które pomoże schronisku w jego pracy. Otóż powszechnie wiadomo, że najwięcej lokatorów do schronisk przybywa w okresie urlopowym. Zdarza się bowiem, że żyją między nami ludzie-potwory. Ich zdziczenie polega na tym, że bardzo kochają psy. Tyle, że jesienią i zimą, a nawet wiosną. Ale kiedy tylko nadejdzie okres urlopowy, potrafią przygotować sobie odpowiedni sznur, pieszczotliwym głosem wołają swojego pupilka do samochodu i wywożą do najbliższego lasu. Tam wiążą mocno postronek do drzewa, a z drugiej strony zaciskową pętlę na szyi ukochanego psiny. Jeszcze niedawno głaskał i całował swojego pupilka. Jeszcze wczoraj wyprowadzał go na spacer, opowiadał spotkanemu na spacerze sąsiadowi, jaki to jego pies jest sprytny, jaki dzielny. A dzisiaj nie jest już ani miły, ani sprytny - dzisiaj przeszkadza, bo urlop. I co zrobić z psem w czasie urlopu? Co prawda teraz pies to żaden kłopot. Prawie wszystkie ośrodki przyjmują czworonogi z taką samą radością jak ludzi. Ale to kosztuje, więc lepiej go przywiązać do drzewa. Może go ktoś znajdzie i zlituje się. Albo pupil zdechnie z głodu i pragnienia. Taki psi los.

... Z pieca spadło

Apeluję więc do wszystkich: jeżeli zauważycie takiego zwyrodnialca, dajcie znać straży miejskiej - niech uratuje psa. Zapiszcie też numery rejestracyjne samochodu. Takich ludzi należy sadzać do więzienia, a przynajmniej karać wysokimi grzywnami. Może to czegoś ich nauczy.

Piątek, 20 maja

Ostatnie tygodnie obfitowały w różne dziwne przypadki, mające miejsca na boiskach piłkarskich. Najpierw dotyczyły meczów II ligi. Potem prezes PZPN Listkiewicz oświadczył, że temu, co się dzieje w II lidze lepiej się nie przyglądać. Bo można - delikatnie mówiąc - osiwieć. Po tej wypowiedzi należy się dziwić, że prokurator jeszcze nie nakazał aresztowania człowieka, który za ten bałagan II-ligowy odpowiada, a więc prezesa Listkiewicza. Szczególnie, że podejrzany sam się do winy przyznał. Ale co tam II liga! Tymczasem prawdziwe cuda dzieją się w I lidze. Widziałem fragmenty meczów I-ligowych - na to nie dało się patrzeć. Oczywistych karnych sędzia nie widział z odległości kilku metrów. I nie chodziło wcale o pojedynczy przypadek, a o serię "boiskowych przestępstw", które uchodziły bezkarnie jednej drużynie, gdy tymczasem karano Bogu ducha winnych zawodników nie biorących udziału w zdarzeniu. Prawdziwą rewolucję wywołały jednak wydarzenia, które nastąpiły kilkanaście godzin po obserwowanych przeze mnie meczach. Otóż u jednego z sędziów znaleziono drobiazg - 100 tys. złotych - łapówkę za odpowiednie sędziowanie dwóch meczów pierwszoligowych. Dużo się czyta o łapówkach urzędników. Ale w takich przypadkach wchodzi w grę kilka tysięcy złotych: pięć lub dziesięć.

A tu sędziowie piłkarscy za jednym zamachem (wyciągnięcie ręki i dmuchnięcie w gwizdek) biorą 100 tys. złotych.

Jako uczciwy człowiek wierzę, że to pojedynczy przypadek korupcji. Ale czy wierzą w to czytelnicy gazet lub telewidzowie? Coś mi się wydaje, że nie wierzy w bezinteresowność sędziów sam prezes Listkiewicz.

A jeżeli tak, to niech się ruszy komórka policyjna utworzona do tępienia przekupnych sędziów piłkarskich. A swoją drogą - czy jest dziedzina życia, której nie objęła korupcja?

Poniedziałek, 23 maja

Pamiętacie, Drodzy Czytelnicy, że obiecałem sobie i Wam, że koniec z polityką. Ale muszę prosić o przełożenie dotrzymania obietnicy o jeden tydzień, bo dzieją się takie rzeczy, "które nie śniły się filozofom". Pomyślcie sami: nie ma chyba w SLD większego "zwierzęcia politycznego" niż Józef Oleksy. Zajmował już chyba wszystkie stanowiska rządowe i sejmowe, jakie wyznacza konstytucja: był marszałkiem Sejmu, był premierem, był przewodniczącym SLD. Na dobrą sprawę nie powinien zajmować żadnego z tych stanowisk, gdyż proces lustracyjny wykazał, że jest "kłamcą", a tacy ludzie nie powinni pełnić żadnych funkcji publicznych. I co? Nic. Póki wreszcie nie powiedział sam: - dosyć! I razem z całą "wierchuszką" SLD postanowił zrezygnować. Jaki w tym miał cel? Pożyjemy - zobaczymy.

Czołową postacią partii nazywanej Platformą Obywatelską była pani profesor Zyta Gilowska. Kto wie, czy nie za bardzo czołową. Musiało się to komuś nie podobać, bo zarzucono jej nepotyzm. Chociaż postępowanie pani profesor zasługuje jedynie na miano zaniedbania z powodu zwyczajnego lenistwa. Z tego, co mówi poseł Gilowska wynika bowiem, że powinna zwolnić z posady swoją synową, kiedy ta się nią stała. Tak samo - co wydaje się absurdem - nie powinna zlecać prac swojemu synowi, chociażby pracował on u niej za złotówkę. Trzeba było płacić nie wiadomo jak wysokie sumy, byleby był to ktoś obcy. Co tam. Przecież to nie jej pieniądze, a państwowe. Po co było je oszczędzać? Bronię pani profesor, bo dawała gwarancje dobrej pracy jako przyszły minister. Obojętnie jaki.

A swoją drogą jestem ciekaw, jak tacy ludzie jak Tusk czy Rokita rozwiążą ten problem zdawałoby się nie do rozwiązania.

Marek Teschke

2005.06.01