Od czasu do czasu pisuję o jazzie, ponieważ jest to mój ulubiony rodzaj muzyki. Pretekstem dla dzisiejszego felietonu stał się niedawno odbyty w sali MDK koncert, zorganizowany w ramach dorocznego JAZZ JARMARKU MAZURSKIEGO, pod nazwą „Ten stary, dobry jazz”. Tu warto zaznaczyć, że nazwa imprezy nie jest przypadkowa.

Ten stary, dobry jazz
Zbyszek Siwek, Aleksandra Motyka i Jarosław Śpiewankiewicz

Dzisiejszy sposób wykonywania tego rodzaju gatunku daleko odbiega od pierwowzoru improwizowanej muzyki, powstałej na początku dwudziestego wieku, w Nowym Orleanie. Tamtejsze wspólne granie w stylu nazwanym później nowoorleańskim lub dixielandem polegało na radosnym improwizowaniu. Każdy miejscowy muzyk grał jak umiał, ale tak, aby muzycznie dopasować się do pozostałych. Co jakiś czas kolejny z nich popisywał się własną solówką, za co dostawał mniejsze, lub większe brawa. Robiło to wrażenie wzajemnego przekrzykiwania się instrumentów podczas żartobliwej rozmowy. Dzisiaj ten styl pomału odchodzi w zapomnienie, ponieważ współcześni muzycy, starannie wykształceni, starają się zaimponować widzom swoją muzyczną sztuką. Tworzą zatem improwizacje zawiłe i trudne do zrozumienia dla przypadkowego słuchacza. No i stało się tak, że ludyczny dotychczas jazz, w nowej formule, wkroczył do filharmonii.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.