Szczytno przez wielu bywa nazywane Bramą Mazur. To tędy przejeżdżają rzesze turystów, ciągnących z innych rejonów Polski nad Wielkie Jeziora Mazurskie. Dla niektórych to tylko przystanek w drodze do miejsc wypoczynku, dla innych portem docelowym są okoliczne miejscowości, brzegi jezior i rosnące dookoła lasy. Tymczasem wizytówka Mazur od lat nie prezentuje się zachęcająco: przyjezdnych witają sterty śmieci, przepełnione pojemniki i zaśmiecone parkingi.

Las jak wysypisko

WORY, WORKI I WORECZKI

Lasy to największe obok jezior bogactwo Warmii i Mazur. Dostarczają nie tylko drewna i runa leśnego. Służą również turystom jako miejsce spacerów i wycieczek rowerowych. Pod względem lesistości powiat szczycieński zajmuje pierwsze miejsce w województwie warmińsko-mazurskim. Jednak czystość otaczających Szczytno lasów od lat spędza leśnikom sen z powiek. Nie trzeba szukać daleko: wystarczy krótka wycieczka za miasto, żeby przekonać się, w jaki sposób niektórzy jego mieszkańcy traktują lasy. Za strefą ekonomiczną, wokół drogi do Sędańska, na obrzeżach osiedla Królewskiego i na północ od Lipowej Góry Zachodniej znaleźć można niemal wszystko: butelki, foliowe opakowania, gruz, potłuczoną glazurę, stare okna, drzwi, meble i zużyte opony, i zderzaki samochodowe. W niektórych miejscach co kilkanaście metrów leżą czarne worki z wiadomą zawartością. Temat nielegalnego wywozu śmieci i dzikich wysypisk powraca co roku u progu lata. Od lat również brakuje skutecznych metod walki z osobami, dla których las to najlepsze miejsce do pozbywania się odpadków.

LEŚNIK NA TROPIE

Leśnicy z Nadleśnictwa Szczytno nie są w stanie podać dokładnej liczby ulubionych rejonów, do których mieszkańcy miasta wywożą śmieci. Niektóre mają już długą "tradycję", inne pojawiają się i znikają, a w ich miejsce powstają nowe. O śmieciach, okolicznościach ich wywozu oraz przypadkach łapania winowajców potrafią opowiadać bez końca. Czasami ich zawód przypomina pracę policyjnych śledczych.

- Teraz ludzie są o wiele sprytniejsi niż kiedyś. Wcześniej sprawcy zostawiali wśród odpadków ślady pozwalające do nich trafić: rachunki, faktury, zeszyty szkolne dzieci. Teraz skrupulatnie usuwają wszystko, co mogłoby nam pomóc w ich ustaleniu - mówi Andrzej Berk, komendant Straży Leśnej Nadleśnictwa Szczytno.

Ilu winowajców wpada w ręce strażników? Niewielu. Obszar nadleśnictwa jest rozległy, a ludzi do jego pilnowania garstka. Kary za zaśmiecanie lasu w najbardziej drastycznych przypadkach mogą sięgnąć tysiąca złotych. Zdaniem komendanta to zdecydowanie za mało. Często osoby przyłapane na procederze idą w zaparte i trudno od nich wyegzekwować zapłatę.

- Kilka lat temu udało nam się ustalić, że śmieci pochodzą z posesji jednego z radnych miejskich. Gdybym ja był na jego miejscu, czym prędzej zapłaciłbym karę, po to, żeby uniknąć rozgłosu i wstydu. Tymczasem on się uparcie wypierał. Innym razem winny odmówił zapłacenia mandatu. Sprawa trafiła do kolegium, które ją umorzyło - opowiada Andrzej Berk.

Śmiecą nie tylko mieszkańcy położonych blisko lasu osiedli. Robią to także, często na dużą skalę, niektóre zakłady usługowe, firmy remontowe oraz hurtownie. Zdarza się, że kierowca, który dostaje zlecenie na wywóz śmieci, zamiast zawieść je na wysypisko, ułatwia sobie sprawę, wyrzucając je w pierwszym lepszym miejscu. Z taką historią leśnicy mieli do czynienia kilka lat temu, kiedy wywóz odpadków zlecił jeden ze szczycieńskich hoteli.

KONTENER ROZWIĄŻE PROBLEM

W sezonie turystycznym dodatkową grupę "śmieciarzy" stanowią licznie przybywający nad jeziora turyści.

- Przez kilka dni spędzonych w domku letniskowym produkuje się górę nieczystości, z którymi nie bardzo jest co zrobić. Najprostsze wyjście? Pakujemy wszystko do worów i zawozimy do lasu. Z tą plagą walczymy od lat - mówi Waldemar Żebrowski, nadleśniczy z Korpel.

Nadleśnictwo próbowało już różnych metod. Na początku lat 90. do spółki z gminą wystawiło w miejscowościach letniskowych kontenery, do których turyœci mogli wyrzucać śmieci. Pomysł nie zdał jednak egzaminu - poza sezonem z pojemników korzystali nagminnie mieszkańcy okolicznych wsi. W krótkim czasie zapełniały się w takim stopniu, że służby komunalne nie nadążały z ich opróżnianiem. Ostatecznie gmina zabrała kontenery, a leśnicy musieli od nowa zmagać się ze sprzątaniem po turystach. Zdaniem nadleśniczego Żebrowskiego największą uciążliwość stanowiło wyszukiwanie śmieci w leśnej gęstwinie.

- Nasi pracownicy tracili na to mnóstwo czasu, worki znajdowali w środku lasu, dobrze ukryte. Pół biedy, jeśli były całe i nie rozszarpały ich jeszcze lisy, kuny i jenoty. Na wywóz odpadków wydawaliśmy rocznie około 35 tys. zł - opowiada Żebrowski.

Nadleśnictwo nie radziło sobie również z porządkowaniem leśnych parkingów położonych wzdłuż szosy do Jedwabna. Ostatecznie zostały one zlikwidowane. W zeszłym roku pojawił się nowy pomysł na walkę z zaśmiecaniem lasów. Na razie wygląda na to, że jest skuteczny. W ramach eksperymentu, nieopodal siedziby nadleśnictwa w Korpelach stanął kontener, do którego turyści wjeżdżający do Szczytna od strony Nidzicy i Olsztyna mogą wrzucać śmieci. Czym różni się ta metoda od projektu realizowanego wcześniej do spółki z gminą?

- Mamy na ten kontener oko i pilnujemy, żeby był on wykorzystywany zgodnie z przeznaczeniem, a nie służył mieszkańcom miasta do pozbywania się własnych odpadków - tłumaczy nadleśniczy.

Pojemnik zapełniał się regularnie od początku do końca sezonu turystycznego. Jak zapewnia nadleśniczy Żebrowski, w tym czasie wyraźnie czystsze stały się lasy położone na północ od Szczytna. Zachęceni sukcesem leśnicy wystawili w tym roku drugi kontener - koło leśniczówki w Dębówku. Koło obydwu stoi drogowskaz z napisem: "Turysto - tu zostaw swoje śmieci". Postawienie trzeciego kontenera nadleśnictwo rozważa na parkingu przy szosie do Jerutek, regularnie zaśmiecanym ostatnio przez mieszkańców wschodnich obrzeży Szczytna. Nadleśniczy obawia się jednak, że nie będzie on wykorzystywany zgodnie z przeznaczeniem. W grę wchodzi również likwidacja parkingu.

POTRZEBNA ŚWIADOMOŚĆ

Waldemar Żebrowski zdaje sobie jednak sprawę, że kontenery nie rozwiążą problemu.

- Dopóki nie zorganizujemy odbioru śmieci z terenów letniskowych oraz nie zostanie uregulowany wywóz kłopotliwych odpadów, np. pozostałych po remoncie, nie można się spodziewać, że sytuacja ulegnie zdecydowanej poprawie.

Według nadleśniczego wiele jednak zależy od samorządów. - To im przede wszystkim powinno zależeć na tym, żeby specjalne pojemniki stały w każdej wsi i osiedlu oraz na rogatkach miasta - mówi.

Co na to samorządowcy? Włodzimierz Budny, wójt gminy Jedwabno, stanowiącej turystyczne zagłębie powiatu tłumaczy, że na nic zdadzą się najbardziej wymyślne sposoby walki z nielegalnym wywozem śmieci, jeśli ludzie nie dojrzeją do postaw proekologicznych. Gmina próbowała ucywilizować usuwanie odpadków z osiedli domków letniskowych, jednak do tej pory efekty akcji są mizerne.

- Zobowiązaliśmy turystów do wykupu worków z logo naszego gospodarstwa pomocniczego. Mogą do nich pakować śmieci i wystawiać w widocznym miejscu, a my je raz w tygodniu odbieramy. Koszt zakupu worków na cały sezon wynosi 110 zł - mówi wójt.

Dodaje jednak, że z tej oferty korzysta jedynie około 20 procent właścicieli domków. Reszta deklaruje, że zabiera śmieci ze sobą, choćby i do Warszawy. W praktyce trafiają one jednak do lasu.

- To kwestia kultury. Trzeba dotrzeć do świadomości ludzi, a to trudna i długa droga - kwituje Włodzimierz Budny.

Kolejny sezon turystyczny właśnie się rozpoczyna i wiele wskazuje na to, że wrażenia estetyczne, jakie wyniosą przyjezdni z tegorocznych wypraw na Mazury, niekoniecznie będą należały do przyjemnych.

Wojciech Kułakowski

2006.06.14