Kultura telewizyjna a rzeczywistość

Uwięziony w łóżku na całą dobę, a przy tym zmęczony czytaniem, byłem zmuszony do oglądania tego, co przekazywał mi telewizor. A działo się tego dnia wiele ciekawych rzeczy, które mogły się złożyć na interesujący reportaż, gdyby nie trochę bałaganiarski styl w pokazywaniu materiałów.

Był to dzień, w którym odnaleziono zaginiony od kilku dni samochód policyjny. Fakty były następujące. Przypadkowy kierowca zauważył w pobliżu Jagodnego wystający z rozlewiska rzeki Kostrzyń fragment koła samochodowego. Podejrzewano, że może to być poszukiwany zielony polonez. Podjęto odpowiednie czynności, mające na celu wydobycie auta z mokradła. Moment był dramatyczny. Nie wyobrażam sobie bowiem, iż telewizja mogłaby pokazać widzom, jak wraz z wylewającą się z wydobywanego samochodu wodą z mułem wypadają znajdujące się tam prawdopodobnie zwłoki dwojga policjantów. Ustawiono szpaler składający się ze stojących ciasno obok siebie funkcjonariuszy i tak manewrowano kamerami, że uchroniono telewidzów przed drastycznymi widokami. Chwała za to ekipie TVN24, która akcję relacjonowała. Potem nie działo się już nic, wyjąwszy rozmowy przeprowadzane z komendantami różnego szczebla i kilkoma rzecznikami prasowymi oraz innymi funkcjonariuszami policji. Wszyscy oni wyrażali zdziwienie, jak mogło dojść do tego zdarzenia. A wyjaśnienie jest proste. Naczelnik odpowiedniej rangi prawdopodobnie spóźnił się na pociąg i nie mógł dostać się do domu. Zadzwonił więc do komendanta podległej mu służby, aby ten "zorganizował" mu transport. Też rzecz naturalna. Każdy z policjantów mógłby tu przytoczyć kilka przykładów z własnej służby. Ale z rozmówców nikt się na ten temat nie zająknął. I w ogóle wszyscy twierdzili, że z pewnością chodziło o wyjątek i takie przypadki w policji są nader rzadkie. Jakby nie znali życia. I dopiero telewizji trzeba na to, aby społeczeństwu to uprzytomnić.

Tego dnia wyszedł też na jaw skandal o aspekcie seksualnym. Otóż, pewną panią zatrudniono w biurze poselskim jednego z klubów partyjnych. Musiała być dość atrakcyjna, gdyż wpadła w oko jednemu z posłów, który, ni mniej ni więcej, zaszantażował ją obiecując 1200 zł pensji oraz awans na wyższe stanowisko - w tym przypadku dyrektorki biura - w zamian za usługi seksualne, które miała świadczyć na rzecz jego i innych wysoko postawionych posłów. Najbardziej zdziwiona takimi układami w klubie poselskim była posłanka Renata Beger. Publicznie zastanawiała się nad faktem, że młoda, atrakcyjna kobieta zadowoliła się tak niską wyceną własnej urody. Słuchacza owej rozmowy z posłanką musiało raczej zaskoczyć, że w ogóle mogło dojść do takich targów. Pozostaje też pytanie, czy panią posłankę Beger satysfakcjonowałaby suma 1500, a może nawet 2000 zł?

Różne rzeczy dzieją się na tym świecie. Podobno właściciel jednego z supermarketów wymuszał na niektórych swoich pracownicach usługi seksualne w zamian za pracę. Wśród gwiazd Hollywoodu krążą anegdoty o tym, że zatrudnione w filmach aktorki świadczą usługi seksualne wobec producentów filmowych, a ostatnią wielką aktorką, która tak robiła była blond sexbomba Marylin Monroe. Ale zostawmy Hollywood.

Cały ten felieton jest po to, aby uzmysłowić Czytelnikowi, że życie idzie swoją drogą, teorię zaś należy włożyć między ideały: niejeden naczelnik każe się podwozić służbowymi samochodami, zaś usługi seksualne świadczą młode dziewczęta za o wiele niższą sumę lub za pracę w ogóle.

Marek Teschke

2006.12.13